Wiele osób uczących się angielskiego odkłada próby mówienia w tym języku na moment, gdy wreszcie opanują bardzo dobrze gramatykę. Dotyczy to uczniów na różnych poziomach. I nie chodzi mi o używanie języka na lekcjach, tylko na wyjazdach zagranicznych, w komunikacji z obcokrajowcami. Jeżeli czytasz ten wpis, to zastanów się, czy Ty też zaliczasz się do tej grupy.
Dlaczego tak się dzieje, nie będę dochodzić, przyczyn może być wiele. Moim celem jest raczej zachęcenie Was do przełamania tych oporów. Zacznę od pytania: Kiedy tak naprawdę człowiek jest gotowy, aby zacząć mówić po angielsku (lub w innym obcym języku)? 1 Po roku czy po dwóch latach nauki? 2 Gdy pozna wszystkie podstawowe czasy? 3 Gdy uzyska certyfikat na poziomie B1? 4 Inne sugestie? Moja odpowiedź jest taka: Jest to sprawa indywidualna, natomiast nie warto czekać, aż osiągniemy super poziom. Jedziecie do UK lub gdziekolwiek, gdzie da się czasem powiedzieć coś po angielsku, na przykład zrobić zakupy w sklepie? Nie czekajcie, nauczcie się kilku przydatnych zdań / zwrotów, żeby próbować już od samego początku. Nawet będąc na poziomie podstawowym można poprosić w sklepie o towar w obcym języku. Boicie się ośmieszenia? To zastanówcie się, co się może stać gdy poprosicie o kawę łamaną angielszczyzną. 1 Kawy nie dostaniecie, bo kelner Was nie zrozumie.. 2 Kelner wybuchnie śmiechem, bo taki kiepski ten Wasz angielski. - Scenariusz mało prawdopodobny, ryzykuje utratę pracy. 3 Zostaniecie aresztowani za obrazę języka angielskiego. - No nie, chyba mam zbyt wybujałą wyobraźnię. 4 To co się jeszcze takiego strasznego może stać? - Ano, nic. Kelner pewnie powie, że nie rozumie, a Wy pokażecie mu na migi o co Wam chodzi. A pierwsze próby będziecie mieć już za sobą. Nie czekajcie więc, aż Wasz angielski będzie doskonały, nie wmawiajcie sobie że jeszcze nie jesteście do tego gotowi. Prokrastynacja nie popłaca. Myślicie sobie pewnie, że taka ze mnie mądrala, co to nie umie postawić się w Waszej sytuacji, bo przecież znam już angielski. Angielski owszem, nieźle znam, skoro uczę, natomiast to wszystko, do czego Was zachęcam, wypróbowałam na sobie z innymi językami, których się uczę lub uczyłam. Do niemieckiego miłością nie zapałałam, ale w sytuacji krytycznej potrafiłam zmusić się do zapamiętania kilku wyrażeń, żeby poprosić o kawę itp. Drugi język, którego bardzo chcę się nauczyć, to francuski. Jeszcze zanim podjęłam decyzję o nauce, potrafiłam podczas mojej pierwszej wycieczki do Francji dowiedzieć się od poznanych Francuzów, jak powiedzieć parę zdać o sobie. A jak radzę sobie teraz? Ano, różnie bywa, ale zawsze, gdy jestem we Francji lub Belgii zaczynam rozmowę – w sklepie, na targu, na lotnisku – po francusku. Łatwo nie jest, jeszcze mylę rodzajniki oraz formy czasownika. Staram się tylko, żeby ogólny przekaz był zrozumiały, w końcu mam załatwić sprawę. Trochę mam ułatwioną sprawę, bo w razie 'kłopotów' mogę przejść na angielski, który znam biegle... Czasem niestety zdarza się, że ktoś mnie kompletnie nie rozumie. Raz dałam czadu w sklepie spożywczym. Zadowolona z siebie proszę o chleb, nazywając go 'le pain'. A sprzedawca na to: Pardon? Potem mój nauczyciel objasnił mi, że trzeba było powiedzieć 'du pain'. Ale dlaczego?, pytam. Bo 'le pain' oznacza, że chcesz, żeby ci sprzedał wszystek chleb, jaki miał w sklepie. A 'du pain' znaczy 'some bread'. To coś podobnego jak w angielskim przedimki; przecież nie prosimy w sklepie 'the bread, please' tylko 'a loaf of bread' albo 'some bread.' I co, myślicie że człowiek się ośmiesza mówiąc z błędami? Z takim podejściem to nigdy nie zaczniecie mówic. Posłuchajcie na przykład obcokrajowców, którzy nauczyli się mówić po polsku. Też czasem robią błędy. Pamiętam pewnego Amerykanina, który potrafił się świetnie dogadać w naszym języku, a używał tylko rodzaju męskiego. Potrafił spytać koleżankę z pracy: 'Jesteś chory?'. I komu to przeszkadzało? Dlatego czas najwyższy pozbyć się tych kompleksów i zacząć mówić, gdy tylko nadarza się okazja. Nawet Ci, którzy zostają w kraju na wakacje, mogą spotkać na swojej drodze obcokrajowców, którzy nie będą na przykład mogli kupić biletu na stacji (jeszcze się takie miejsca zdarzają, gdzie obsługa mówi tylko po naszemu) bo nie znają polskiego. Włączcie się szybko do akcji pomocy po to tylko, żeby pogadać sobie po angielsku! Ja tak robiłam, gdy tylko nadarzyła się okazja, zawsze miałam frajdę z mówienia w Englishu. Mam nadzieję, że Was przekonałam. Udanych przygód z angielskim w podróży!
0 Comments
Wykorzystajcie zagraniczne wyjazdy majówkowe, wakacyjne czy służbowe. W maju mamy w Polsce aż dwie majówki, więc okazji nie zabraknie. Uczeń wrócił z wyjazdu majówkowego do Grecji. Pierwsze słowa w odpowiedzi na moje pytania 'How was Greece?' brzmiały: Inaczej się mówi na takim wyjeździe niż na lekcji. Dokładnie! Dlatego szukajcie okazji do mówienia po angielsku, gdziekolwiek jesteście. Zaczynamy od zakupów. W sklepie rozmawiać najłatwiej, bo sklepikarzowi zależy, żeby sprzedać towar. Tylko nie chodźcie do supermaketu ani innego sklepu samoobsługowego, wybierzcie lokalny targ albo mały sklepik, żeby trzeba było prosić o towar w Englishu. I pytajcie o cenę, poproście o torebkę papierową, cokolwiek. Jeżeli jesteście jeszcze mało rozgadani, warto przygotować sobie wcześniej kilka przydatnych wyrażeń: Ile to kosztuje, poproszę o torebkę papierową, czy mogę zapłacić kartą?, czy macie to w innym kolorze? Najlepiej chyba jest w małych miejscowościach albo na peryferiach, gdzie sprzedawcy powinni mieć więcej czasu na dodatkową rozmowę o miejscowości czy atrakcjach turystycznych w okolicy. Wszystko zależy od naszej inwencji tudzież poziomu znajomości języka. Jeżeli rzeczywiście traficie na rozmowną osobę, to macie lekcję konwersacji za darmo. I wcale się tu nie wymądrzam, stosuję tę zasadę do nauki francuskiego w krajach francuskojęzycznych. Niejeden sprzedawca był bardzo rozmowny, chętnie wytłumaczył mi jak poprawić wymowę paru przydatnych słówek. A gdy już znudzą się Wam zakupy, zaczepiajcie ludzi na ulicy żeby zapytać ich o drogę. Róbcie to nawet, gdy drogę doskonale znacie, to jest tylko pretekst do rozmowy. Możecie udac, że się zgubiliście żeby tylko pogadać sobie po angielsku. I znowu przy odrobinie szczęścia przy okazji może uda się uciąć małą pogawędkę? Mistrzowie small talku potrafią zagadywać ludzi na spacerach czy podczas zwiedzania, nie mówiąc o innych okazjach, na przykład w pubie. Jeżeli są wśród Was miłośnicy psów: na deptaku czy ścieżkach spacerowych można zagadywać właścicieli psów, wiem to z autopsji. jest o czy rozmawiać, zaczyna się od pytania jaka to rasa a potem już mamy z górki. A jak Was nie zrozumieją? To macie najlepszy feedback, że trzeba powiedzieć tak, aby zrozumieli. Może wymowę za bardzo przekręciliście? Może trzeba powtórzyć jakąś konstrukcję gramatyczną? |
Co tu znajdziecie?
Wszelkiej maści rozważania o tym, jak uczyć się języka obcego, Archives
July 2017
|